"Ad fontes! Odkrywamy tajemnice Kalisza i regionu kaliskiego"
  Pierwsze Próby
 

Pierwsze próby publicystyki i krytyki:

 

W pierwszym dziesięcioleciu pracy pisarki uwagę czytających skupiła jej poezja. Wśród bogactwa powieści i nowel, reportaży i szkiców pierwsze prośby Konopnickiej w dziedzinie prozy przeminęły bez szerszego echa . Dopiero w latach dziewięćdziesiątych, kiedy dalszym publikacjom poetyckim towarzyszyć  będą kolejne zbiory nowel, obszarze studia krytycznoliterackie, różnorodne rodzajowo utwory dla dzieci, publiczność literacka uzna w niej także prozaika. Nadal jednak dominować będzie sława poetki. Najwybitniejsze z osiągnięć  Konopnickiej   w dziedzinie prozy- jej nowele-nie zostaną za życia autorki  ocenione należycie.

 

Brak zainteresowania najwcześniejszymi jej próbami  prozatorskimi tłumaczy się łatwo ówczesną sytuacją literacką, obfitością wybitnych zjawisk w beletrystyce,  swoistym zapotrzebowaniem społecznym na poetę okresu. Bez perspektywy, jaką dała dalsza twórczość,  zalążki indywidualnych wartości prozy Konopnickiej mogły na razie umknąć oczom czytelników i krytyków. Mogły jeszcze pozostać nie dostrzeżone zarysy drogi i Krysty. Mniej zrozumiały jest fakt, że również dojrzała nowelistka Konopnickiej, mimo popularności    i pochwały ,zawsze pozostawała w cieniu jej poezji. Tymczasem obok ludowych piosenek, w nowelach najpełniej przejawiły się indywidualne i odkrywcze cechy jej pisarstwa.

 

Drogę kształtowania doświadczeń pomocnych w przyszłej twórczości prozą zapoczątkowały Obrazki. Niespójność  stylowo-tematyczna  Obrazków  jawnie  dowodziła ograniczonej przydatności formy poetyckiej noweli. Budziło to ogólniejsze refleksje nad zastosowaniem form rodzajowych i skłaniało pisarkę do dalszych poszukiwań. Odnaleźć je można w owych nie dostrzeżonych współcześnie próbach krytycznoliterackich i reportażowych, które podjęła Konopnicka z początkiem lat osiemdziesiątych. W tych szkicach, obejmujących wiele problemów nie tylko literackich, stanowiących często okazję do wypowiedzi w kwestiach społecznych i narodowych, kształtują się także sądy pisarki o rygorach i korzyściach różnych gatunków prozy.

 

Pierwsze opublikowane artykuły krytyczne Konopnickiej pochodzą z roku 1881 i początkowo zamieszczane były w „Kłosach", zapewne za poręką Krzemińskiego i Pługa. Wybór pisma w znacznym stopniu dyktowały okoliczności. Debiutująca w nowej roli poetka miała już sporo   starć   z   prasą   konserwatywną,   a   współpraca z „Przeglądem Tygodniowym" widocznie jej nie odpowiadała. W „Kłosach" mogła liczyć na pewną tolerancję, choć konflikty były czasem nieuniknione. Częściej jednak dotyczyły one poezji niż przeglądów literackich. Inne  wyjście zresztą  trudno  było   znaleźć.  Na  pozycję cenionego krytyka musiała zapracować, prasa warszawska nie uskarżała się wówczas na brak kronikarzy i recenzentów. Prócz krytyków zawodowych uprawiali to  zajęcie prawie wszyscy wybitni, a także i mniej znani pisarze. Sienkiewicz-Litwos przebył twardą szkołę pod ręką  naczelnego  redaktora   „Gazety   Polskiej",  zanim mógł dyktować pismom, swe warunki. Młodej Orzeszkowej, w latach 1866—70,  ten sam Józef Sikorski bezceremonialnie kreślił i... uzupełniał teksty. Prus, już jako pisarz znany, z bogatym dorobkiem, zaniechał w r. 1885 druku projektowanych studiów o Potopie, utworach Dygasińskiego, Świętochowskiego i innych, bo w petersburskim „Kraju" samowolnie zmieniano jego artykuły.

 

Kronikarzem wszechstronnym, jak jej sławni poprzednicy, Konopnicka nie była nigdy, nawet wówczas gdy objęła redakcję pisma „Świt". Nie była również publicystą na miarę Orzeszkowej, a tym bardziej mistrza dyskusji, Świętochowskiego, Początkowo zainteresowania pisarki skupiają się na faktach literackich. W tej dziedzinie wiele jej wystąpień dorównuje znanym i ocenionym według zasług studiom Sienkiewicza i Prusa.

 

W  sporym zasobie przeglądów literackich Konopnickiej z r. 1881 kilka artykułów budzi szczególną uwagę. Przejawił się w nich ten sam co w poezjach punkt widzenia  na  dramat  antagonizmów społecznych, ten sam krytycyzm wobec obłudy obyczajowej i moralnej. Występują również w tych artykułach aluzje patriotyczne, potępienie kompromisów z zaborcami, protest przeciw niewoli. Jednocześnie dochodzą w nich do głosu opinie, które świadczą o precyzowaniu się własnego stanowiska Konopnickiej w ówczesnych dyskusjach literackich. Tematyka i wiele  argumentów kronikarki wywodzi się niewątpliwie z tych polemik, ale niektóre jej sądy uzupełniają je oryginalnie i samodzielnie.

 

W początkach swej działalności krytycznej Konopnicka obraca się w kręgu materiałów i problemów, które stanowiły wielokrotnie przedmiot rozważań poprzedników: Prusa, Orzeszkowej i Sienkiewicza, Bogusławskiego i Kotarbińskiego, licznej grupy krytyków głośnych w minionym dziesięcioleciu, jak Pilecki, Bogacki i inni, a milknących w latach następnych. Często także sięga poetka do wysuwanych przez nich argumentów, zwłaszcza Orzeszkowej, czasem Sienkiewicza, z którym, mimo liczne kontrowersje, łączyć ją będzie zawsze uwrażliwienie  na   artystyczną  problematykę   twórczości.

 

Charakterystycznym przykładem zainteresowań i poglądów Konopnickiej jest recenzja z pierwszego zbioru opowiadań Prusa. Indywidualne cechy postawy recenzentki uwydatnia różnica między nią a Sienkiewiczem w interpretacji filozofii społecznej Powracającej fali.

 

Daleka od systematyki i konsekwencji w poglądach na strukturę  społeczeństwa,  Konopnicka była wyjątkowo konsekwentna w dostrzeganiu  rzeczywistych  konfliktów. Sprzeczności i walkę widziała tam, gdzie istotnie były, sprawców krzywd nazywała po imieniu. Obserwowała trafnie układ sił społecznych, nie dawała się zwieść motywacjom pozornym,  przerzucającym odpowiedzialność z winnych na anonimową historię, nieuchronny los  ludzki,    „sytuację   ogólną".   Umiejętność przyczynowego wiązania faktów społecznych pokazała w opinii o Powracającej fali.

 

Po scharakteryzowaniu metody pisarskiej Prusa i przedstawieniu fabuły, napisała w konkluzji:

Fakt   sam,   jako   zjawisko   socjalne,   wcale   nie   jest   nowym;  autor zmienił tylko skalą jego względnie  do miejsca

i czasu.

 

 

W życiu na wytworzenie takiego dramatu składają się bardzo nieraz  oddalone  od  siebie  grupy  społeczne:  obdarowanych i wydziedziczonych: między pierwszym jego a ostatnim aktem pokolenia  nieraz całe  przechodzą, trudną  jest przeto   każdorazowa   jego   obserwacja.   Autor   nasz   grupy   owe zbliżył do siebie na odległość dogodną dla szybkiego orientowania się w stosunku przyczyn do skutków, grupy te wprawił     w    kolizję    gwałtowną, fakt sam   wyosobnił

z mnóstwa maskujących go zwykle zjawisk życiowych i w przeciągu błyskawicznej chwili istnienia jednostki zamknął to, co nieraz wieki całe od siebie rozdzielają: krzywdę i pomstę [podkreśl. AB].

 

Na tym skoncentrowaniu czasu, przestrzeni i działania autor uzyskał głębokie wrażenie natychmiastowej sprawiedliwości, a z prawdy i logiki życia nie utracił ani jednego odcienia. Z powieści tej bije jakaś nieprzeparta siła; ludzie i wypadki w katastrofie owej staczają się ku przepaści z matematyczną nieomylnością ruchu, bezwładnej, potrąconej w bieg przyczyn i skutków bryły; a nad wszystkim unosi   się   tragiczne   w   spokoju   swym  —  prawo   życia.

 

Sienkiewicz inaczej pojął tę opowieść. Życzliwy i subtelny w ocenie całego zbioru, sprawiedliwy w uznaniu zalet kompozycyjnych i kreacji charakterów Powracającej fali, na miejsce rzeczywistych przyczyn społecznych stawia jednak pozorne, wprawdzie także istniejące, ale w tym wypadku nie   najistotniejsze.   „Jest to — stwierdza — epizod z Drang nach Osten." Toteż „posępny morał społeczny" opowieści widzi w tym, iż „łatwo [...] wyciągnąć z niej wniosek, że takie olbrzymie Adlery koniec końcem wycisną i zduszą to społeczeństwo ludzi miękkich, dobrych, ale anemicznych, wśród których robią miliony. Fala wprawdzie wraca, ale nim wróci, iluż to Gosławskich zginie? Pod tym względem nie ukazał autor punktu wyjścia".

 

Z pola widzenia Litwosa zniknęło widowisko w którym jako antagoniści dramatu „wyosobnionego z mnóstwa maskujących go zwykle zjawisk życiowych" stają przeciw sobie „grupy społeczne: obdarowanych i wydziedziczonych".

 

Różnią się też recenzenci w ocenie koncepcji życia przedstawionej w opowiadaniu.

Utwór jego nie zachęca, ale raczej zniechęca — pisze Sienkiewicz. — Nie będąc w ogóle pesymistą w zapatrywaniu się na naturę ludzką, rozumiejąc przewagę dobra nad złem, tym razem dobrał umyślnie najczarniejszych barw, jakie paleta jego posiada. Ten nadmiar cieniów w stosunku do świateł sprawia nie tylko pognębiające wrażenie w sensie społecznym,  ale  szkodzi  i  artystycznej  stronie  utworu.

 

Te ostatnie słowa często słyszała autorka Obrazków pod własnym adresem, podobnie jak twórczyni Z różnych sfer — Orzeszkowa. Prusowi zarzuca także Sienkiewicz,  że niesłusznie rezygnuje  z wątku miłosnego, który   służyć   powinien   jako   osnowa   kompozycyjna i źródło pogodnej poezji: „tych blasków i tęcz Prus się zrzeka dla analizowania stosunków życiowych, które same w sobie wyglądają jak dzień bez słońca".

 

Konopnicka  inaczej  ocenia   wyniki   obranej    przez Prusa metody.

Nędza, ciemnota, niedola nie  mają dla niego  tajemnic.

 

Co większa, zna on bogactwa nędzy, błyski ducha w ciemnocie i uśmiechy samej niedoli. Jest on malarzem realistą, który się nie sprzeniewierza nigdy arcywzorowi swojemu — życiu. Bystro w niego wpatrzony, a obdarowany subtelnym zmysłem piękna, wyczerpuje on z każdej sytuacji, z każdego opisu całą poezję rzeczywistości, tę jedyną poezję, która po sobie ckliwego nie pozostawia smaku."

 

Różnice między krytykami są więc wyraźne. Niesłuszny byłby jednak sąd, że program literacki Sienkiewicza sprowadzał się tylko do pogodnych i błahych obrazków życia, że usuwał ostrożnie „nadmiar cieniów w stosunku do świateł". Sprawa była bardziej złożona.  Autor Niewoli tatarskiej stawiał sobie zadania odmienne i ambitne; wkrótce podejmie je w powieściach historycznych. Nie chwytając zatem Litwosa za słówka i nie równając go z dostawcami beletrystyki dla salonów, podkreślić trzeba, że w jego wypowiedzi o zbiorku Prusa pojawia się wyraźnie sygnał odejścia od „poezji codzienności".

 

Ta zmiana zainteresowań zapowiada rozbieżność dalszych dróg pisarskich autora Trylogii w stosunku do Prusa, Orzeszkowej, Konopnickiej. Trudno było jednak przewidzieć, że nie tylko do rycerskiej epopei, ale i do Połanieckich doprowadzi droga, którą rozpoczynał w felietonach kpiących pogardliwie z kupieckiej atmosfery ,,hossy, bessy, egoizmu i wyrachowania."

 

Opinie wypowiedziane przez Konopnicką o Pismach Prusa, są nie tylko wyrazem życzliwego uznania dla osiągnięć narracyjnych i fabularnych. Są także próbą własnego wyboru, w głównych zarysach zgodną z postawą pisarską Prusa, z jego sferą zainteresowań z przyjazną i mądrą penetracją psychologa w myśli istot pozornie tylko jednakowych i bezbarwnych.

 

Opowiadania Antek i Michałko Sienkiewicz zlekceważył, dostrzegając w nich tylko wadę kompozycji: „rażącą jednostajność w zakończeniach". Konopnicka sprawiedliwiej oceni wyniki poszukiwań Prusa.

Michałko — to jeszcze jeden w głąb stopień niedoli, opuszczenia, ciemnoty. [...] A jednak pod tą parcianką, okrywającą grzbiet biednemu sierocie, bije serce gorące, do poświęceń zdolne [...]

 

Tam gdzie stu innych stoi bezradnie w biernej kontemplacji nieszczęścia, jeden Michałko waży się na czyn.

 

I przychodzi chwila, w której wydziedziczony ten ze wszystkich darów życia nędzarz zadziwia nas wielkością swoją nierozbudzonej duszy, co jakby przez sen bohaterską się staje.

Dla Sierocej doli, która zdaniem Sienkiewicza utrzymana jest „w nastroju tak popularnym", że nadaje się do wydawnictw ludowych bardziej niż do omawianego zbioru, Konopnicka znajduje słowa wyznaczające główny nurt jej własnych starań w nowelistyce: Sieroca dola tak zawsze i wszędzie gorzkich łez pełna, że chyba trudno o niej coś nowego powiedzieć.

 

Autorowi nie chodziło tam bynajmniej o «nowość» — owszem, on chciał nam pokazać rzecz tak starą jak śmierć; chciał pokazać —' sieroctwo.

 

Dobrze jest bowiem zanalizować niekiedy, łza po łzie, krzywda po krzywdzie, jakąś ciemną dolę, z której nazwą oswoiliśmy się już tak dalece, że ani na sercu naszym, ani na uchu nawet nie robi ona wrażenia [...] i jest to wielką zasługą autora, że zmusza nas niejako do wejrzenia w pełne boleści szczegóły takich pojęć, które przywykliśmy brać syntetycznie, jako cyfrę  rachunku na przykład."

 

Podobnej analizy „ciemnej doli" domagała się w Dziwaku, Chamie, Juliance Orzeszkowa, w tym kierunku zmierzać będzie również Konopnicka, autorka Moich, znajomych. Mimo różnice w przedstawianiu postaci i wiązaniu narracji w utworach Prusa, Orzeszkowej, Konopnickiej, byli oni wszyscy badaczami indywidualnych losów i myśli człowieka z tłumu. Wspólnie obalali szablony pojęć o „nizinach", na miejsce zbiorczych cech psy chologiczno_obyczajowych przypisywanych anonimowym przedstawicielom ludu wprowadzali odkrywcze i zróżnicowane wizerunki ludzkie.

 

W ustalaniu się zainteresowań tematycznych Konopnickiej ważne miejsce zajmuje sprawa jej stosunku do obowiązujących norm obyczajowych i etycznych. Obok Fragmentów i Obrazków problematyka ta występuje dobitnie w przeglądach literackich.

 

W tej dziedzinie opinie pisarki wiążą się z postulatami pozytywistów, podjętymi przez literaturę realistyczną, która odrzuciła wiele innych składników programu „młodych". Wysunięte w polemikach prasowych problemy rozwinęła Orzeszkowa w słynnej Marcie i powieściach o wychowaniu rozbitków szlacheckich; podjął je Świętochowski, Prus, Bałucki i Dygasiński.

 

Z tym nurtem działalności publicystycznej i literackiej wiążą się wśród pierwszych artykułów Konopnickiej recenzje powieści Rogosza Pokuta i Bałuckiego Pańskie dziady. Książka Rogosza posłużyła jako pretekst do napiętnowania moralności pozorów narzucanej jednostce przez środowisko honorujące tylko dogmaty i szablony. Powieść Bałuckiego, zgodnie z intencjami autora, dała powód do skontrastowania degeneracji i żebractwa owych „pańskich dziadów" z „światem innym [...] pracy i troski i pociech rodzinnych [...] uczuć szczerych, gdzie się ociera łzy bratnie bez «sesji», a bliźniego wspomaga z własnego natchnienia, bez odwoływania się oficjalnego do natchnień Ducha S-go."

 

Przeciwstawienie obu światów, częste w twórczości naszych realistów, Konopnicka podejmuje z aprobatą jako istotny i przydatny argument, który oryginalnie zastosuje w swych nowelach.

 

W kształtowanie się poglądów literackich i przyszłych metod pisarskich nowelistki pozwalają wejrzeć artykuły dotyczące roli tendencji w literaturze. Polemizuje w nich pisarka ze zniekształcaniem wizerunków psychologicznych, narzucaniem ustalonych sytuacji, wyosobnianiem komentarzy, które miałyby potwierdzać założoną tezę utworu. Przed postępowaniem takim ostrzegali od dawna niektórzy bystrzy krytycy, obserwując skutki wynikłe z użytkowania literatury jako ilustracji pozytywistycznego programu. Sienkiewicz już w roku 1873 wytknął rezultaty takiej metody Bałuckiemu, nieco później komediopisarzowi Zalewskiemu. Najgruntowniej, z ambicjami teoretycznymi, w oparciu o Taine'a, zbadała to zjawisko Orzeszkowa, rewidując jednocześnie własną praktykę pisarską. W rozprawie O powieściach T. T. Jeża (1879) uczyniła decydujący krok w przezwyciężaniu ograniczeń poetyki tendencyjnej. Siadami Orzeszkowej poszła Konopnicka występując przeciw obu rodzajom ilustracyjności: wynikłym z tendencji pozytywistycznej i klerykalno-konserwatywnej.

 

Przed pierwszą przestrzegała parokrotnie, między innymi w żartobliwych wyrzutach na marginesie uwag o Pańskich dziadach. Przeciw drugiej natomiast występowała z pasją.

 

Próby przemyślenia funkcji idei w utworze literackim, rozważania nad właściwościami poezji i prozy fabularnej, próby zorientowania się w różnorodnych rygorach powieści, reportażu, relacji podróżniczej to najbardziej charakterystyczne cechy wczesnych recenzji Konopnickiej. Wśród rozmaitości tytułów i tematów obejmujących utwory T. T. Jeża i Sewera-Maciejowskiego, J. I. Kraszewskiego i jego brata Kajetana, relacje słynnego podróżnika Sygurda Wiśniowskiego, rozprawy historycznoliterackie Chmielowskiego — kronikarka zdobywa stopniowo orientację w dziedzinie wielu form rodzajowych.

 

W latach następnych tematyka studiów krytycznych Konopnickiej skoncentruje się wokół paru zagadnień najżywiej obchodzących pisarkę; będą to problemy związane ze spuścizną romantyków i twórczością kilku wybitnych pisarzy współczesnych, m.in. Orzeszkowej, Sienkiewicza,   Prusa,   Dygasińskiego   oraz pisarzy  obcych.

 

Pierwsze przeglądy literackie skromniejsze i mniej indywidualne, spełniły jednak ważną rolę. Były jednym z ogniw pomocnych w kształtowaniu warsztatu Konopnickiej-nowelistki. Następnym ogniwem były Wrażenia z podróży i reportaże na łamach „Świtu".

 

Pierwsza próba samodzielnej prozy narracyjnej Wrażenia z podróży po Austrii i Włoszech, publikowane w latach 1882—83 na łamach warszawskich „Kłosów" i „Tygodnika Powszechnego", nie zdobyły uznania krytyki. W pamięci współczesnych nie zatarły się jeszcze znakomite Listy Litwosa z Londynu, Ameryki, Paryża, aktualnie zaś pasjonowały egzotyczną tematyką i talentem narratorskim opowieści Wiśniowskiego o drugiej półkuli. Fabuła Wrażeń była mniej atrakcyjna, a i pióro autorki mniej wprawne. Surowo, lecz słusznie ocenił je Antoni Sygietyński. Wytknął pisarce nieoryginalność obserwacji, zbytnią wzniosłość stylu, banalność opisów:

Pani Konopnicka [...] pamiętała tylko o metaforach, o antytezach i antyfrazach, o przenośniach i przekładniach, o wszystkich prawych i nieprawych dzieciach retoryki, która wprawdzie najpowszedniejszym myślom daje pozór niezwykły, lecz za to najsilniejsze wrażenia i najprawdziwsze uczucia przez sztuczność formy pospolituje [...] natura, ten jedyny regulator opisowości, wymyka się jej z rąk.

 

W zasadzie Sygietyński miał rację. Patetyczne opisy przyrody wzorowane na poetyckich krajobrazach romantyków, konwencjonalne zwierzenia narratorki źle łączyły się z reportażowymi scenkami podchwytującymi zabawne obyczajowe ciekawostki. Brakowało jeszcze autorce wprawy w kompozycji i kontroli nad środkami wiodącymi do jedności nastroju lub, przeciwnie, do dysonansów zamierzonych. Zawodziły także próby przedstawienia sytuacji komicznych, którymi jak z rękawa sypał Prus-kronikarz.

 

A jednak w tym tekście, nie zawsze fortunnie łączącym liryczny opis z gawędą i swoistą próbą reportażu, można wykryć zalążki motywów, które w przyszłości powrócą rozwinięte oryginalnie. W nich, jak zaleca Sygietyński, „natura, ten jedyny regulator opisowości" nie wymyka się z rąk pisarki. Są to zwięzłe, wyraziste sylwetki   austriackich   górali   i   mieszczuchów,   włoskich lazzarone i gondolierów, wątłych prządek  z  Roveredo i sprytnych przewodników z Tyrolu. Opowieść o żałosnej doli Hansa Petersa z Gosenau wyprzedza tragiczną postać Kuntza Wunderli w Miłosierdziu gminy, tłum nędzarzy na Riva Degli Schiavoni  powróci w sonetach Italii, „mnich blady w franciszkańskiej sukni" pojawi się W zakrystii na Mur ano. Próba nie była więc bezowocna.

 

Konopnicka zdawała sobie sprawę, że jej rekonesans był bardzo amatorski. Samą formę relacji podróżniczej traktowała nieobowiązująco, a nawet przeciwstawiała twórczości powieściowej i nowelistycznej.

 

Nie było to stanowisko słuszne, gdyby je stosować do Listów Sienkiewicza, relacji Sieroszewskiego czy przyszłych utworów Konopnickiej z tomu Ludzie i rzeczy, ale do jej pierwszego tomiku odnosiło się wręcz doskonale.

 

Zapewne nie jest przypadkiem, że najwcześniejsze utwory nowelistyczne Konopnickiej powstają równolegle z pracą redaktorską i publicystyczną w nowo założonym tygodniku „Świt" (1884—1886). Bieżące, tym razem już nie tylko recenzyjne, ale i praktyczne zajęcia kronikarskie podsuwały dogodną okazję zdobycia brakujących doświadczeń. Przyspieszając opanowanie form narracji nowoczesnej prozy, praktyka dziennikarska przyniosła także Konopnickiej wiele cennych materia-

łów i tematów. Wykorzystała je w reportażach na łamach „Świtu", a następnie rozwinęła w nowelach.

 

Projekt założenia nowego pisma wypłynął z inicjatywy warszawskiego wydawcy, Lewentala, który zamierzał obalić monopol „Bluszczu" jako głównego tygodnika przeznaczanego dla kobiet. Konopnicka, która od wielu lat korzystać musiała z łamów „Bluszczu", nie miała do niego szczególnej sympatii. „Ten «Bluszcz» z zasznurowaną buzią i spuszczonymi oczami dosyć mnie już nagniewał. Warto przecież kobiecie polskiej co innego dać w ręce" 1 — pisała Orzeszkowej. Ale projekty wydawcy „Świtu" również jej nie zadowalały. O zastrzeżeniach swoich napisała przyjaciółce obszernie w liście z 24 stycznia 1883 r.:

Powstała tu myśl założenia pisma, kierownictwo którym mnie chcą powierzyć. Projekt ten — podług mnie — jedną tylko ma wadę, tę mianowicie, że ma to być pismo — dla kobiet. Nie żadne zresztą modne lub zajmujące się jakimś działem pracy wyłącznie kobiecej, co by usprawiedliwiało ten dodatek, ale owszem naukowe, literackie, dążące do celów humanitarnych. Dlaczego w takim razie — dla kobiet? Nie jestże to zabytek tych czasów, kiedy „dla kobiet" pisano wszystko inaczej, kiedy im podawano wyłącznie dla nich przygotowane dzieje, literaturę, filozofię — i etykę. Czyż ten dodatek dla kobiet — nie stoi w ścisłym związku albo ze sposobem przedstawienia rzeczy w piśmie, albo z jakimiś ograniczeniami w treści? Wszak jeden tylko istnieje sposób doskonały przedstawienia wszystkich zjawisk i stosunków życia — i ten jest dla wszystkich. Wszelki inny dlatego tylko inny będzie — że będzie gorszy. Toteż istniejące u nas pisma „dla kobiet", które o konieczności owej różnicy są przekonane, tym się nieuniknionym odznaczać muszą, że są banalne, bezbarwne i pozbawione wszelkiej żywotnej treści.

 

Już z natury położenia swego w społeczeństwie kobiety są aż nadto skłonne do ciasnoty i jednostronności myśli. Odsunięte od szerokich pól życia i od wielkich walk jego, zamknięte w sferze obowiązków rodzinnych, szczytnych wprawdzie, ale nierozległych, niechętnie wybiegają myślą poza ciasne szranki. A jednak dopiero wtedy, gdyby tam pobiegły, mogłyby znaleźć pierwiastki, które by życie rodzinne podnieść mogły do znaczenia prawdziwej szkoły cnót społecznych. Jeżeli co dla kobiet jest bardzo potrzebne — to z pewnością otwarcie wszystkich upustów nauki. Całość życia społecznego stawiać im należy przed oczy, jeżeli mają dobrze pojąć stanowisko swoje, treść i doniosłość swoich obowiązków; całość zdobyczy ducha ludzkiego — jeżeli mają umieć je spełnić po obywatelsku. Ale gdy w piśmie damy takie duże całości, już to nie będzie pismo „dla kobiet" tylko, to będzie pismo dla ludzi, dla wszystkich.

 

O takim piśmie dla wszystkich myślałam nieraz, czując aż do nudności mdły smak letniej tej wody, którą przelewają tu w prasie. Gdy jednak zamiar tych, którzy pismu zapewnić mogą materialną podstawę, tak bardzo rozchodzi się z moim, muszę się myśli tej  chyba wyrzec zupełnie.

 

Po dłuższych dyskusjach pisarka przyjęła w końcu proponowaną funkcję głównego redaktora pisma i pełniła ją dwa lata — od kwietnia 1884 r., kiedy ukazał się pierwszy numer „Świtu", do tegoż miesiąca 1886 r.

 

Godząc się na objęcie redakcji miała nadzieję, że zdoła uniknąć komercjalnego nacisku wydawcy, że uczyni z pisma ambitną i odważną placówkę demokratyczną, przeciwstawiającą się zdecydowanie kręgom konserwatywnym i klerykalnym. Liczyła na poparcie ze strony pism liberalnych i pod tym względem niezupełnie się zawiodła; póki dostrzec można było w „Świcie" rezultaty starań redaktorki, prasa liberalna witała je przychylnie. „Poseł Prawdy" — Świętochowski, sprawozdawcy „Przeglądu Tygodniowego", korespondenci postępowych pism galicyjskich darzyli młode pismo aprobatą. Konopnicka z wielką energią zdobywała współpracowników, sięgając po wybitnych pisarzy — Kraszewskiego, Faleńskiego, Orzeszkową, Jeża, Sewera, Dygasińskiego; pracowników nauki — Chmielowskiego,  Korzona,  Biegeleisena,  Dubieckiego;  malarzy i— jak Gerson,  interesujących  korespondentów  krajowych  i  zagranicznych. Nie zdołała jednak zapewnić pismu konsekwentnej linii programowej i wypełnić zamierzonych planów. Ostrożność finansisty, dbałego o względy handlowe i niechętnie   zezwalającego   na   angażowanie   się   w   polemikę z wpływową opinią klerykalną, wahania zespołu uniemożliwiały  redaktorce  godną odpowiedź na ataki  zachowawców oskarżających pismo o deprawację kobiet polskich. Zrażone niekonsekwencją „Świtu"  pisma liberalne    zaniechały    popierania   chwiejnego   sojusznika, współpracownicy   rezygnowali   z   udziału.   Nie   mogąc ścierpieć sytuacji, w której pozbawiono ją możności obrony własnych poglądów i kierowania programem ideowym  pisma,   Konopnicka  zerwała  umowę.  Pozostała jeszcze czas pewien redaktorem działu literackiego, ale rychło  porzuciła  pismo  zupełnie.   Było   to  posunięcie niełatwe ze względów osobistych; stała praca w „Świcie" po raz pierwszy zapewniała pisarce znośne warunki materialne, chroniła przed nędzą liczną rodzinę. Dalszy kompromis był jednak niemożliwy: Tak, Panie — pisała do czeskiego poety Jarosława Vrchlickiego — przestaję być dziennikarzem, przestaję być niewolnikiem, usuwam się ze „Świtu". [...] Nie wiem sama, jak dotąd mogłam wytrzymać w tej klatce. Teraz przecież będę znów wolnym, swobodnym ptakiem.

 

Rozgoryczenie pisarki było uzasadnione. Próby demokratycznej krytyki systemu społecznego, widoczne w takich artykułach jak Bankructwo egoizmu,   śmiałe postulaty w zakresie praw obywatelskich i swobody przekonań charakteryzujące pierwszy rocznik pisma, odważne polemiki z „Niwą", „Przeglądem Katolickim", „Słowem", sprowokowały ponowną falę napaści na autorkę Fragmentów i Pieśni, nie dając w zamian nawet tej satysfakcji, jaką byłoby poparcie ze strony własnego zespołu.

 

Obskurancka, antysemicka „Rola" w nr ze 18 z 1885 roku w artykule wstępnym Głos matki tak przez usta swej korespondentki oceniała) wpływy wychowawcze „Świtu": „Sama jestem matką... wyznaję jednak otwarcie, iż córki moje wolałabym stokroć widzieć na marach niż widzieć je takimi... potworami." Jeszcze po latach, w dniach jubileuszu Konopnickiej, nie zapomniała jej „Rola", obok innych grzechów, działalności w piśmie: „W krótkotrwałym tygodniku «Świt» [...] uprawiał się postępowy, czyli pogański liberalizm z przymieszką żydowszczyzny."

 

Trudno się dziwić, że z ulgą porzucała pisarka „dziennikarski tartak". Nie miała jednak racji pisząc do Vrchlickiego: „dwa lata, które w nim przebyłam, były straconymi latami". Dla Konopnickiej-nowelistki były cenną szkołą.

 

Obok poezji oryginalnych (m.in. fragmenty Imaginy, Contra spem spero), różnorodnych tłumaczeń (J. Vrchlickiego Ghazelle, nowela Fletnia, L. Ackermann Wojna), obfitej publicystyki krytycznoliterackiej o pisarzach polskich i obcych, m.in. Z. Zaleskim, Asnyku, Ha jocie (Szolc-Rogozińskiej), M. Bartusównie, o Vrchlickim, Hugo, Madachu, pojawiają się na łamach „Świtu" pierwsze cykle reportaży Konopnickiej. Wiążąc się ze sferą zainteresowań, które od dawna dominowały w jej twórczości poetyckiej i krytycznej, dopełniają one, jako koń-

cowe ogniwo, doświadczenia niezbędne dla autorki nowel.

 

W ciągu dwu lat w reportażowej rubryce „Świtu" publikowała pisarka wyniki swych dziennikarskich poszukiwań. Dobre motto dla nich mogłyby stanowić słowa zawarte w jednym ze szkiców Za kratą:

Jest coś przerażającego w obojętności, z jaką patrzymy na czynniki społecznego rozkładu. [...] Głód, hańba, występek, nędza — to choroba, która nas wszystkich dotyka [...], to  dżuma,  która  nas  wszystkich  rozkłada,  pożera,   trawi. Dzień powszedni warszawskich zaułków, tajemnice przeżyć ludzi na dnie odsłaniają szkice z więzień i szpitali dla biedoty, wrażenia z domów dla ociemniałych i głuchoniemych, refleksje o pracy dzieci. Tu znajdują się rozważania nad sytuacją ekonomiczną i obyczajową kobiet skazanych na samotne utrzymywanie rodziny. Tu także z właściwą sobie pogardą dla konwenansu, z głębokim zrozumieniem goryczy niezawinionego cierpienia, zajmuje się pisarka losem opuszczonych matek, domagając się dla nich nie tylko pomocy materialnej, ale również uszanowania godności osobistej, uleczenia kompleksów, przywrócenia do praw życia w społeczności.

 

Reporterskie wędrówki i prace redakcyjne dostarczały bogatych, autentycznych materiałów, zapoznawały z szeroką problematyką społeczną. Z tych doświadczeń i wskazówek korzystać będzie pisarka wiele lat, już po rozstaniu z pismem,  a nawet  po  wyjeździe z kraju.

Jednocześnie praca w „Świcie" ukształtowała umiejętność zapisu konkretnych obserwacji w postaci przedmiotowej relacji o faktach, ludziach, problemach. Praktyka reporterska pomogła autorce Wrażeń uwolnić się od luźnych   dywagacji,   zbędnych   komentarzy   na   rzecz wniosków publicystycznych wprawdzie, ale zwięzłych, rzeczowych, logicznych. Nauczyła panować nad kompozycją, umiejętnie splatać nastroje, wiązać opis liryczny, dialog i scenkę rodzajową.

 

Ocalone rękopisy Konopnickiej wskazują, że notatki reportażowe, nowelistyczne pomysły zbierała od czasów „Świtu" do ostatnich lat twórczości. Widocznie reporterska praktyka zaszczepiła ten nawyk, nieoceniony w nadchodzących latach tułaczki, kiedy poza krajem wskrzeszać będzie pisarka fakty i postacie tworzące fabułę nowel. Bogate materiały, wyostrzona zdolność obserwacji, sprawność prozy — to wyniki trudnych, lecz owocnych lat przepracowanych w „Świcie".

zobacz z doświadczeń czasu...

 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 4 odwiedzający (38 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja